Nową komisję prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz powołała pod sam koniec stycznia na okres trzech lat. Jej skład został powiększony z ośmiu do 12 osób. Wśród nich są architekci, urbaniści, ekspert do spraw komunikacji. Pierwsze spotkanie na razie organizacyjne odbędzie się w tym tygodniu. Rzecznik ratusza zachwala skuteczność ekipy PO w przełamywaniu planistycznego impasu. – Poprzedniej władzy w ciągu roku udawało się uchwalać plany zagospodarowania pokrywające ok. 1 proc. powierzchni miasta. W 2008 r. wzrosło to do ponad 2 proc., a w minionym roku przekroczyło 4 proc. Łącznie już ponad 23 proc. Warszawy ma plany miejscowe. Widać przyspieszenie – przekonuje Tomasz Andryszczyk. Samorządowcy i urzędnicy chcą utrzymywać podobne tempo w 2010 r. W komisji zasiada kilkoro nowych architektów i planistów. Magdalena Staniszkis (co prawda była już w MKUA, ale dawno – za rządów Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy), Jolanta Urbanowska (kierownik miejskiej pracowni architektury i planowania), Andrzej Chołdzyński (działa także w Radzie Architektury i Rozwoju Warszawy przy prezydent Warszawy), Marek Sawicki i Jacek Szerszeń. Pozostałe osoby działały w ostatniej komisji, czyli tuż przed okresem bezkrólewia, Aleksander Chylak, Dariusz Hyc, Lech Kłosiewicz, Tomasz Sławiński, Wojciech Suchorzewski, Marek Szeniawski, Jakub Wacławek. Warszawiacy nie mogą się doczekać kilku bardzo istotnych planów. Pierwszy obejmuje ścisłe centrum miasta. Co prawda stary plan uchwalony za rządów PiS nadal obowiązuje, ale ekipa PO chce go zmienić i dopuścić przy Pałacu Kultury budowanie wysokościowców. Drugi plan, który może przesądzić o tym, czy do utrzymywania Stadionu Narodowego wszyscy podatnicy będą dokładać bardzo dużo albo nic to projekt jego otoczenia. Prace nad tzw. Stadion City z budynkami komercyjnymi (mają utrzymywać Stadion Narodowy) być może przyspieszy informacja, która nadeszła z Portugalii. Władze rozważają tam burzenie stadionów, których utrzymanie kosztuje grube miliony euro – i to każdego miesiąca. W Polsce, biedniejszej od Portugalii, na razie nikt nie stawia prostego pytania: „A co z naszymi megakosztownymi inwestycjami zrobić po 2012 r.?”.